PLUSY

Firma: Narodowy

Po raz pierwszy od zakończenia dyrekcji Jerzego Grzegorzewskiego mam pewność, że warszawska scena narodowa osiągnęła poziom, jakiego zawsze jej życzyliśmy. Dyrektor Jan Englert stawia na szlachetny eklektyzm (co nie oznacza obniżenia repertuarowej poprzeczki) oraz dialog artystów różnych pokoleń, stylów i estetyk. Rok 2009 rozpoczęło pęknięte, lecz nie do zlekceważenia przedstawienie „Wiele hałasu o nic” Szekspira w reżyserii Macieja Prusa, a potem było już tylko lepiej. Agnieszka Glińska odkurzyła „Lekkomyślną siostrę” Perzyńskiego, nasycając spektakl humorem i goryczą. I przyszła pora na dwa arcydzieła, oba na przeciwległych biegunach teatralnej planety. Odkryta dla nas dopiero „Umowa” Marivaux dzięki fantastycznej reżyserii Jacquesa Lassalle'a oraz genialnemu przekładowi Jerzego Radziwiłowicza (nie wspominając o aktorstwie wszystkich wykonawców) ukazała swe współczesne ostrze. „Marat/Sade” Weissa w inscenizacji Mai Kleczewskiej był natomiast propozycją teatru przyszłości – widowiskiem morderczym, nie dającym szans na złapanie oddechu. Rok w Narodowym zakończyło przenikliwe „Tango” Mrożka w reżyserii Jerzego Jarockiego – poruszająca koda jego twórczości. Oby tylko Narodowy utrzymał taki poziom.



Reklama

Mrożek i Tarn

Reklama

Wiele pisano o tym, czy „Tango” Jarockiego zgodne jest z arcydziełem Mrożka. W moim odczuciu – tak. Każdemu pisarzowi życzyłbym takich reinterpretacji jego sztuk. Sławomir Mrożek, patrzący na wszystko z oddali, stał się zresztą jednym bohaterów ostatnich 12 miesięcy. Nie tylko dlatego, że po jego teksty sięga się ostatnio coraz częściej. Przede wszystkim zawdzięcza to tomowi korespondencji z Adamem Tarnem, może jeszcze bardziej poruszającej od listów wymienianych z Janem Błońskim i Wojciechem Skalmowskim. Mrożkowi zawdzięczamy to, że przypomnieliśmy sobie na powrót właśnie o Adamie Tarnie. Założyciel „Dialogu” był Redaktorem na miarę Giedroycia. Otworzył polski teatr na świat. A umarł w samotności, gdzieś na kanadyjskim zadupiu. Zapis jego końcówki, obecny w listach do Mrożka, robi wstrząsające wrażenie.



Reklama

Dwa teatry

Prawie się udało. Po odejściu Krzysztofa Warlikowskiego z grupą aktorów z TR Warszawa, temu ostatniemu groziła autodegradacja. Tymczasem Grzegorz Jarzyna powrócił mocnym uderzeniem. Wystawił w krótkim czasie „T.E.O.R.E.M.A.T.” wg Pasoliniego i „Między nami dobrze jest” Masłowskie – spektakle zaskakujące, mnożące pytania, ukazujące artystę w nowym świetle. A Warlikowski w świetnej, choć chwilami tchnącej publicystyką „(A)pollonii” sformułował swój nowy manifest. A potem wraz z Nowym Tearem podbił Awinion. Dlaczego zatem nie udało się do końca? Ano dlatego, że Nowy Teatr wciąż nie ma swojej siedziby. Kiedfy ją będzie miał, tego nie wie nikt.



Teatr przyszłości

O Międzynarodowym Festiwalu Dialog mówiło się i pisało zaskakująco niewiele. Ba, nawet podczas imprezy byli tacy, co psioczyli na „Idiotę” Nekrosiusa (bo zbyt akademicki) albo „Hamleta” Korsunovasa (bo niezborny). Dostało się też spektaklowi, który mam za skończone arcydzieło: amsterdamskim „Tragediom rzymskim” w reżyserii Ivo van Howe. Holenderski reżyser wystawił „Koriolana”, „Juliusza Cezara” i „Antoniusza i Kleopatrę”, jakby Szekspir napisał te dramaty wczoraj. Pokazał teatr świadomie wykorzystywanych multimediów, na nowo zdefiniował na scenie współczesność. I wyszedł do przodu. Polskim artystom przez lata trudno będzie za nim nadążyć.



U Jaracza, w Łodzi

Do tego teatru jeżdźę od lat i nieodmiennie mam poczucie, że wkraczam do mekki normalności. Łódzki Teatr Jaracza rzadko trafia na czołówki gazet, chociaż przyciąga świetnych reżyserów (wymieńmy choćby Agatę Dudę-Gracz, Mariusza Grzegorzka i Jacka Orłowskiego) i dysponuje chyba najlepszym w kraju, zdolnym do prawdziwych poświęceń zespołów aktorskich. Od lat jest znakomicie zarządzany przez duet Wojciech Nowicki – Waldemar Zawodziński, od lat gra po kilkadziesiąt (częstokroć świetnych) przedstawień miesięcznie. Niby nic, a jak wiele.



MINUSY

Władza swoje wie

Prezydent Łodzi Jezry Kropiwnicki nigdy nie lubił Zbigniewa Brzozy. Kiedy wbrew jego woli świetny reżyser wygrał konkurs na dyrektora Teatru Nowego, wydawało się, że dał za wygraną. Nie na długo. Gdy tylko zdarzył się pierwszy moment, by dopiąc swego, postanowił wszelkimi środkami doprowadzić do Brzozy odwołania. Nie było podstaw? Tym gorzej dla nich. Kropiwnicki pokazał, że ma władzę. I zrobił swoje. I unicestwił Teatr Nowy na dłużej niż się komukolwiek wydawało.



Wszyscy przeciw wszystkim

Forum Teatru Polskiego kontra Obywatelskie Forum Współczesnego Teatru. Te nazwy mówią coś tylko specjalistom. A jednak teatralne środowisko wciąż zaperza się, spala we wzajemnych animozjach. Gdy wydawało się, że ubiegły sezon udowodnił wszystkim, że siła tkwi w różnorodności, na nowo rozgorzała wielka kłótnia. Ludzie teatru naprawdę inaczej nie umieją?



Nowa fala w Starym

Narodowy Stary Teatr cieszy się uznaniem sporej części krytyki, dostaje festiwalowe nagrody. Organizuje własny festiwal – rewizje. A jednak po obejrzeniu w krótkim czasie „Trylogii” Jana Klaty, „Pijaków” Barbary Wysockiej oraz „Kupca Mikołaja Reja” Michała Zadary nie umiem pozbyć się myśli, że kiedyś Stary to był inny teatr. Nazwa do czegoś zobowiązywała, o czym innym i inaczej się do widzów mówiło. A dziś? Jaja, same jaja.