Anna Sobańda: Iluzjoniści to magicy, czy manipulatorzy?

Janusz Józefowicz: I jedno i drugie. Pracując nad tym show dowiedziałem się, że manipulacja to bardzo szanowana przez iluzjonistów dyscyplina, wymagająca sprawności i długiego okresu przygotowań. Mamy więc do czynienia z manipulacją, ale też rodzajem magii oraz zabawą w oszukiwanie widza.

Reklama

Sądzi pan, że widzowie lubią być oszukiwani?

Ludzie uwielbiają taką formę zabawy. To jest rodzaj stawiania przed widzami zagadek, by spróbowali zrozumieć, jak to możliwe, że takie rzeczy dzieją się na scenie. Wiadomo przecież, że tak naprawdę nie przewiercamy człowieka na wylot olbrzymim wiertłem. Widz jednak widzi, że to robimy i chcemy, aby zastanowił się, jak to jest się dzieje, gdzie jest moment oszustwa. Na tym polega cała zabawa.

Reklama

Czy dziś w dobie Internetu, w którym możemy znaleźć wiele filmików pokazujących, jak takie sztuczki są robione, widzowie będą chcieli się w to bawić?

Jest też w Internecie wiele filmików pokazujących, na czym polega aktorstwo, jednak kiedy aktor wychodzi na scenę i gra, dla widzów wciąż jest to fascynujące, ponieważ on to wykonuje tu i teraz i robi to w sposób fantastyczny. Dlatego nie bez znaczenia jest poziom artystów. Jeśli piosenka jest wykonana genialnie, nikomu nie przeszkadza, że ktoś wcześniej już ją śpiewał. Tak samo jest w iluzji. Niewiele z tych sztuczek jest zupełnie nowych, jest pewien kanon klasycznych numerów iluzjonistycznych takich, jak pojawianie się, znikania itd. Pozostaje jednak pytanie, jak iluzjonista to zrobi. W moim świecie, świecie aktorskim mówi się, że aktor zabił rolę. To znaczy zagrał tak, że minie dużo czasu zanim ludzie przestaną porównywać do niego każdego kolejnego wykonawcę.

Popularni w Internecie iluzjoniści specjalizują się raczej w kameralnych sztuczkach, wykonywanych na ulicy przed niewielkim gronem odbiorców. Czy takie pokazy nadają się na dużą scenę?

Reklama

To jest dla mnie najbardziej ciekawe w tym wszystkim. Po pierwsze tak się złożyło, że ja ostatnio też zajmuję się iluzją w teatrze, czyli technologią stereoskopową dzięki której pokazuję świat, który nie istnieje. Kiedy widz ogląda na przykład „Politę” w okularach 3D, widzi na wyciągnięcie ręki jakiś obiekt, którego w rzeczywistości przed nim nie ma. Jest to więc rodzaj iluzji.
Kiedy zgłosili się do mnie z tym projektem pomyślałem, że fantastycznym byłoby połączyć to co oni robią, z tym co ja robię, żeby spotęgować poziom zabawy. W „Policie” jest taki moment, w którym prawdziwe konie wbiegają na scenę i płoszą wirtualne gołębie. Widzowie w przerwie pytają, jak my te gołębie później łapiemy. To znaczy, że ulegają iluzji. Moim zdaniem zrobienie takiego show w tej technologii, którą ja się zajmuje, byłoby czymś fantastycznym. Ten projekt jest więc takim przyjrzeniem się sobie nawzajem i być może początkiem pewnej przygody. Jeżeli okazałoby się, że umiemy ze sobą współpracować i to ma sens, chciałbym, aby następnym krokiem było prawdopodobnie pierwsze na świecie show iluzjonistyczne właśnie z włączeniem technologii wirtualnej. Zabawa byłaby fantastyczna, bo w moich spektaklach z zastosowaniem tej technologii widz nie wie, gdzie jest granica między iluzją, a rzeczywistości, gdzie jest prawdziwy aktor, a gdzie zaczyna się świat wirtualny. Myślę, że to byłaby ciekawa fuzja. Kolejnym krokiem, o jakim myślę jest zrobienie widowiska „Mistrz i Małgorzata” na podstawie Bułhakowa.

Ostatnio głośno było o wpadce iluzjonisty Pana Ząbka w programie śniadaniowym, gdzie gwóźdź wbił się w dłoń prezenterki i popłynęła prawdziwa krew. Nie obawia się pan, że w waszym show również może pójść coś nie tak?

Jest pewien poziom ryzyka, szczególnie w tak zwanej dużej iluzji z zastosowaniem dużych obiektów. Ryzyko jest wpisane w tę profesję.

Obecność Pana Ząbka je zwiększa?

Mam nadzieję, że nie. W naszym show to jest Pan Freak, mamy więc nowe postaci, nowe kostiumy, nowa estetyka, w której wszystko będzie osadzone. Jest to próba wykreowania nowej rzeczywistości, takiego świata, którego integralną częścią będzie iluzja

Znany jest pan z zarządzania swoim zespołem twardą ręką. Jak reagują na to iluzjoniści?

Tak jak wspomniałem, dla obydwu stron jest to próba. To są ludzie, którzy zazwyczaj pracują sami, są sobie sterem, żeglarzem i okrętem, a tu nagle przychodzi Józefowicz i mówi im, że to ma być tak, a tamto inaczej. Sam jestem ciekawy, jak to będzie wyglądało. Na razie jakoś się dogrywamy, ale chwila prawdy będzie wówczas, gdy zaczną się próby na scenie w docelowej scenografii, światłach itd. Będę musiał wyegzekwować dyscyplinę i mam nadzieję, że mi się to uda. Mam na myśli dyscyplinę narracji, opowiadania, dyscyplinę tego świata, który budujemy. To już nie będzie tak, że jeden iluzjonista wychodzi sobie na scenę i robi coś po swojemu, ponieważ oprócz niego jest czterech innych artystów, jest choreografia, są elementy dekoracji, światło, grafika komputerowa i to wszystko musi się ze sobą zsynchronizować. Do tego niezbędna jest dyscyplina.

Ingeruje pan w ich sztuczki?

Zdarza mi się. Uważam, że to bardzo dobrze, gdy na występ spojrzy ktoś taki jak ja, czyli osoba spoza branży. Kiedy długo pracujemy sami ze sobą, tracimy obiektywizm, pewnych rzeczy nie zauważamy. Ponieważ ja w tej branży nie siedzę, mam zupełnie inne spojrzenie i nagle okazuje się, że pewne rzeczy wcale nie muszą być robione tak, jak im się wydawało, można zastosować inne rozwiązania.

Są momenty, w których ich świat iluzji i pana świat teatru zupełnie się mijają?

Jest sposób myślenia w tej branży, który nie do końca mi się podoba, ponieważ jest stary. Chodzi o te wszystkie szmatki, którymi iluzjoniści zasłaniają kluczowe momenty. Bardzo mnie to denerwuje, dlatego staram się to wszystko wyrzucać. Uważam, że zasłaniania szmatkami są banalne i oczywiste, od razu zdradzają, kiedy jest moment oszustwa. Moim zdaniem lepiej byłoby, gdyby widz nie wiedział, w której chwili jest oszukiwany. Te szmatki są we wszystkich największych show ilzujonistycznych, ale mnie się to nie podoba i próbuję to zmienić. (śmiech)

Poza tym raczej się dopełniamy. Ja ich tylko obudowuję. Nie łamię im kręgosłupów, nie mam czasu, żeby robić z nich coś zupełnie innego, raczej bazujemy na tym, co jest. Teatralizacja zaś służy temu, żeby to było bardziej widowiskowe. Dlatego też wprowadzamy kilka numerów z użyciem dużych maszyn, pił, wierteł itd. Jeśli to ma być duże show, to trzeba się trochę zamachnąć.

Takie duże show trzeba jednak udźwignąć. Czy iluzjoniści przyzwyczajenie do bardziej kameralnych występów dadzą sobie z tym radę?

Tak, ponieważ to jest grupa profesjonalnych artystów. Każdy z nich jest doświadczony, każdy ma też swój charakter. Część z nich ma doświadczenie z ulicy, co jest szalenie cenne, ponieważ wiedzą, jak utrzymać uwagę widza. Gdyby tego nie potrafili, widz zakręciłby się na pięcie i odszedł. Staram się wykorzystywać te ich doświadczenia i mam nadzieję że to wszystko się zgra. Świat iluzjonistów jest bardzo ciekawy, oni wszyscy mają swoje tajemnice.

Media

Wpuszczają pana do swojego świata?

Nie mają wyjścia, choć nie jest z tym łatwo. Muszę jednak poznać ich sekrety, żeby zrobić z tego show. Bronią się bardzo, ale ja nalegam. Jeśli nie wpuszczą mnie do swojego świata, nie będę w stanie im pomóc. Muszę wiedzieć, gdzie jest, jak oni to nazywają sekret, na czym on polega i czy to musi być tak rozwiązane. Kiedy mówią, że chcą przekroić babę na pół, ja im odpowiadam: dobrze, ale pokażcie mi, jak to wygląda. Muszę się przekonać, czy to jest estetyczne, czy może obrzydliwe.

Czym iluzja różni się od aktorstwa?

Iluzja jest wymierna. Łatwiej powiedzieć, czy dany iluzjonista jest słaby, niż czy dany aktor jest słaby. Wśród polskich aktorów jest wiele fenomenów, których ja w ogóle nie rozumiem, a które utrzymują się w branży. Tu jest prościej, bo zwyczajnie widać, czy iluzjoniście wypadnie piłeczka, bądź wysuną się karty z rękawa tak, że widz to zauważy.

W materiałach promocyjnych przeczytałam, że chcecie wykreować świat w którym nic nie jest takim, jakim się wydaje

Na tym to polega

Nie kojarzy się to panu z innymi dziedzinami życia? Na przykład polityką

Tak, racja. To też są iluzjoniści, polityka to rodzaj wielkiej iluzji. W tej branży nie będziemy się jednak z nimi ścigać, bo nie mamy żadnych szans.

W przeciwieństwie do wielu polskich artystów, unika pan wypowiadania się na tematy polityczne, dlaczego?

Nie czuję takiej potrzeby. Moja wypowiedź zawiera się w tym, co robię. Od prawie 25 lat prowadzę teatr dla wszystkich. Chcę żeby przychodzili do mnie ludzie bez względu na polityczne poglądy. Zajmuje się niełatwą dyscypliną teatru, jaką jest rozrywka. Chcę, żeby ludzie wychodzili z moich spektakli uśmiechnięci, żeby przez te 2 godziny zdołali zapomnieć chociażby o polityce. Gdybym jaskrawo manifestował swój światopogląd, bardzo ograniczyłbym grono swoich odbiorców. Być może w jakimś momencie dorosnę do tego, żeby wypowiadać się na polityczne tematy. W „czarny poniedziałek” dałem wolne wszystkim zatrudnionym w moim teatrze kobietom. Pracowałem tylko z mężczyznami i z dziećmi. Muszę przyznać, że było to dosyć słabe, mam więc nadzieję, że nie będzie za dużo tych czarnych poniedziałków (śmiech) Rozumiem to jednak, nie uciekam od tej rzeczywistości, ale widzę swoje miejsce i swoją funkcję na tym świecie gdzie indziej i staram się tego pilnować.

A dlaczego unika pan mediów społecznościowych? Wciąż nie ma pan konta na Facebooku

Nie mam konta, to prawda. Ja zawsze jestem z tymi rzeczami na końcu. Kiedy wszyscy u mnie w teatrze mieli już nowoczesne telefony, ja wciąż miałem jeden z pierwszych modeli, jakie się w ogóle ukazały. Choć z drugiej strony sam montuję, więc nie jestem takim strasznym melepetą. W kwestii mediów społecznościowych, nie mam jednak przekonania co do tego, czy one mi więcej dadzą, czy zabiorą.

Mógłby pan za ich pośrednictwem kontaktować się z widzami

Ja mam ludzi, którzy zajmują się kontaktem z widzami. Dla mnie najcenniejszy kontakt z widzami to ten bezpośredni, kiedy oni przychodzą do mojego teatru i spotykam się z nimi osobiście. Jak widzę ludzi, którzy tracą cenne godziny życia na zajmowanie się pierdołami, którymi ten Facebook jest zasypany, to nie wiem, czy to ma jakąś wartość. Typowy dzisiejszy obrazek to para siedząca w restauracji, każdy wpatrzony w swój telefon. Coś strasznego. Na razie więc wydaje mi się, że możliwe jest życie bez mediów społecznościowych.

Iluzjonistyczne show to nowy krok w pana karierze. Ma pan pomysły na kolejne?

Dla mnie jest to ciekawa przygoda. Obecnie fascynuje mnie właśnie łączenie teatru ze stereoskopią, mam już na koncie trzy takie spektakle. Szukam też kolejnych przygód i myślę, że będę wkrótce najstarszym debiutantem jeśli chodzi o reżyserię filmową.

Premiera spektaklu "Iluzjoniści: Pierwsze starcie" odbędzie się w Warszawie 29 października 2016 r. Na scenie widzowie zobaczą pięciu iluzjonistów, należących do czołówki adeptów tej sztuki: Silver, Prince, Mr. Freak, AryMan i Gambit. Show będzie miało miejsce pod kopułą największego w Europie namiotu widowiskowego, który stanie przy ul. Górczewskiej 127 w Warszawie. Producentem jest Kamil Zalewski.