Dlaczego zdecydowaliście się szukać aktorki do głównej roli w „Milczeniu Lorny” właśnie na Bałkanach?
Luc Dardenne: Najważniejsze dla nas było znalezienie dziewczyny spoza Unii Europejskiej. Zdecydowaliśmy się na albańską aktorkę, gdyż cały pomysł na film pojawił się, gdy pewnego dnia spotkaliśmy w Brukseli kobietę, która opowiedziała nam interesującą historię. Jej brat był narkomanem. Kilku członków albańskiej mafii zaproponowało mu, że zaaranżują dla niego małżeństwo, dzięki któremu zarobi trochę pieniędzy. Jeszcze więcej miałby zarobić po rozwodzie. Początkowo się zgodził, ale siostra przekonała go, że nie powinien tego robić. Pracowała z ludźmi z ulicy i sporo wiedziała o tym, co dzieje się w lokalnym podziemiu. Słyszała historie o narkomanach, którzy zawarli tego typu małżeństwa, a potem przedawkowali, co też było… zaaranżowane. W końcu chłopak zdecydował się tego nie robić. Zaczęliśmy rozmyślać o tej historii. Dlatego też szukaliśmy aktorki, która mówi po albańsku.
Jean-Pierre Dardenne: Napisaliśmy historię o Lornie, która poślubi rosyjskiego gangstera, dzięki czemu on zdobędzie te same prawa do belgijskiego obywatelstwa, które ona zyskała, poślubiając belgijskiego narkomana, który później przypadkowo zginął. Chcieliśmy dopisać nasz komentarz do sytuacji, w której rosyjska mafia jest najsilniejsza na świecie. Oczywiście nie jest tak dlatego, że Rosjanie mają naturalne predyspozycje do bycia w mafii, lecz ze względu na historyczne okoliczności. Upadkowi reżimu komunistycznego i kapitalizmu w Rosji towarzyszyło wiele brutalności i okrucieństwa. W ten sposób powstało brutalne, silne podziemie.
Prawdziwym odkryciem waszego filmu jest mało znana dotychczas Arta Dobroshi.
Luc Dardenne: W trakcie naszej kariery mieliśmy okazję pracować z wieloma aktorkami. Nie ma dla nas znaczenia, czy są profesjonalnymi artystkami, czy nie. Za każdym razem nalegamy na próby przez przynajmniej sześć tygodni. Naprawdę dużo czasu poświęcamy na przygotowania, kostiumy, rekwizyty, bez przerwy coś zmieniamy. Mieliśmy pewnie 40 czy 50 kostiumów dla Arty Dobroshi. Wiele rzeczy modyfikowaliśmy. To daje aktorom pewnego rodzaju swobodę. Potem gdy przychodzi czas na zdjęcia, znów robimy próby – tylko nas dwóch i aktorka. Może to trwać pół godziny albo dwie, w zależności od potrzeb. Dopiero potem zaczynamy zdjęcia.
p
„Milczenie Lorny” to film pełen emocji. Jest ich o wiele więcej niż w waszych poprzednich filmach, takich jak „Rosetta” czy „Dziecko”.
Jean-Pierre Dardenne: My tego nie wiemy, widzowie to ocenią. Wielu dziennikarzy o tym wspomina. Jedno, co się zmieniło, to sposób, w jaki używamy kamery. Tym razem patrzyliśmy na bohaterów, zamiast im towarzyszyć. Czuliśmy że musimy nabrać dystansu, podglądać Lornę i mieć cięższą, nieruchomą kamerę. Trzeba ją podglądać, bo jest tajemnicza. Aby ją zrozumieć, potrzebujemy dystansu. Dlatego kamera jest bardziej oddalona niż zwykle i niewiele się rusza.
Ten film pokazuje bardzo brutalną wizję współczesnej Europy.
Jean-Pierre Dardenne: Mimo że akcja osadzona jest w zachodniej Europie, nas o wiele bardziej interesuje historia osób pochodzących skądinąd, jak się tam znaleźli i jakich sposobów – których nie należy zachwalać – są gotowi użyć, aby zrealizować swoje marzenia. Lorna jest istotą ludzką, z własnymi paradoksami. To kobieta, która wszystkim niedowierza, ale w pewnym momencie uczy się, jak zaufać. Aby historia ta miała sens, musiała pochodzić z kraju spoza Unii Europejskiej. Lorna jest Albanką, ale równie dobrze mogła pochodzić z Brazylii lub Rosji. Nie możemy walczyć z falami migracji, tak jak nam się wydawało dziesięć lat temu. Dzisiaj musimy mieć bardziej ludzkie podejście i godnie ich witać w naszych krajach, ale bez popadania w łatwowierność. Ci, którzy zatrudniają ukrywających się robotników, na pewno wykorzystają tę sytuację.
Bardzo istotne w „Milczeniu Lorny” jest pytanie o tożsamość, zwłaszcza różnica pomiędzy ludźmi z belgijskim dowodem osobistym a tymi bez niego.
Jean-Pierre Dardenne: Dowód jest bardzo ważny w tym przypadku. Bez niego w Belgii, jeśli nie jesteś obywatelem Unii Europejskiej, nie możesz dostać pożyczki z banku. Dla Lorny oznacza to, że nie może spełnić swoich marzeń. Dlatego musi przejść przez pierwsze małżeństwo z narkomanem o imieniu Claudy, aby dla większych pieniędzy ożenić się po raz drugi. Dopiero wtedy będzie w stanie zrealizować swoje plany i zakochać się we właściwym mężczyźnie. Wszystko rozbija się o jeden mały dokument.
Jak ważne dla was jest miasto Liege, gdzie rozgrywa się cała historia?
Jean-Pierre Dardenne: Liege położone jest na politycznej, kulturalnej i językowej granicy między Niemcami, Francją i Holandią. Ponieważ z niego pochodzimy i tam mieszkamy, niełatwo nam było nabrać dystansu i ujrzeć jego prawdziwe oblicze.
Luc Dardenne: Jesteśmy dwujęzyczną częścią kraju, a nawet trójjęzyczną – obowiązują tu: niemiecki, francuski i holenderski. Jednak mimo że mówimy po francusku, Francja nie jest naszym krajem i nie mamy francuskiej historii. Nie pochodzimy z dużego miasta. Gdy tworzymy nasze filmy, myślimy o ludziach, których poznaliśmy, o robotnikach z okolicznych fabryk.
Lojalność na pewno gra ogromną rolę w waszej pracy. Czy są między wami jakieś różnice kreatywne?
Luc Dardenne: Możemy się wzajemnie krytykować, ale jeśli jeden z nas podejmie decyzję np. w sprawie aktora, najpierw próbujemy, czy ten pomysł się sprawdzi, a dopiero potem podejmujemy ostateczną decyzję. Bardzo rzadko zdarza się, aby jeden z nas coś zasugerował, a drugi powiedział po prostu: „nie”. Kręcimy z jednej strony, potem z drugiej, szybciej, wolniej. Nie wiemy, jaki będzie efekt końcowy, dopóki nie złożymy wszystkiego w jedną całość.