Widziałem nawet prawdziwą farsę, i to w dodatku w Polsce, co prawda kilkanaście lat temu. "Czego nie widać" wyreżyserował Maciej Englert w warszawskim Teatrze Współczesnym. Grali, pamiętam doskonale, Marta Lipińska, Krzysztof Kowalewski, Krzysztof Wakuliński, Bronisław Pawlik, Marek Bargiełowski, Ewa Gawryluk. Nie wymieniam wszystkich, bo nie w tym rzecz. Rzecz w tym, że farsa to najwyższa szkoła jazdy. Trzeba zgrać ze sobą z zegarmistrzowską precyzją wiele elementów. Skomponować spektakl z absolutną płynnością. Farsa jest jak domek z kart. Zawali się jedna, nie będzie co zbierać.

Reklama

"Czego nie widać", śmieszne do bólu brzucha, było teatrem najwyższej klasy - i to pod każdym względem. Dziś takich fars nie uświadczysz. Obowiązującą normą są spektakle "koleżankopodobne" albo jeszcze gorsze. Patrzysz i masz się śmiać, bo ktoś kogoś kopnął w tyłek albo sprzedał kuksańca. Doprawione to wszystko koszarowym dowcipem albo powtarzanymi w nieskończoność grepsami. Na scenie serialowe gwiazdy przekonują same siebie, a przy okazji publiczność, jakie są sympatyczne i obdarzone fantastycznym poczuciem humoru. Wszystko to szkolne, w manierze telewizyjnej rozrywki. Zero szaleństwa, sztuka rozśmieszania piekielnie nam się ostatnio zdewaluowała.

"Koleżanki" z warszawskiej Komedii wypadają nie lepiej i nie gorzej niż repertuarowa średnia. Oto pewna pani (Katarzyna Figura) nie ma czasu na zajmowanie się mężem i niczym innym, bo zabawia nieustannie wpadające w miłosne tarapaty przyjaciółeczki (Marzena Trybała, Katarzyna Żak, Grażyna Wolszczak). Gadają więc trzy po trzy, piją drinki, zagryzając tabletkami, biegają w kusych szlafroczkach i wykonują całą masę innych, w założeniu przezabawnych ruchów. Katarzyna Figura, chcąc odwdzięczyć się za główną rolę, strasznie śmiesznie macha biustem i biodrami. Wszystko to naraz idealnie nadawałoby się do Polsatu, nawet w niedzielę o godz. 20. zamiast osławionego show "Jak Oni śpiewają".

Przedstawieniu Grzegorza Chrapkiewicza (już po raz drugi inscenizuje sztuczkę Chesnota) zabrakło odrobiny szaleństwa. Reżyser zapomniał, że prawdziwa farsa to nie tylko precyzja, ale także samonapędzający się żywioł. Tymczasem gwiazdy w Komedii starają się jak mogą, ale nawet na moment nie zmieniają swoich wizerunków. Całość zaś toczy się w tempie tak ślamazarnym, że nawet najdzikszy taniec Figury nic nie pomoże.

Reklama

Spektakl idealnie wpisuje się w model "teatralnej rozrywki telewizyjnej", który ostatnio dominuje przynajmniej na warszawskich scenach. Publiczność się bawi, w końcu bilety nie były tanie. Ale przy prawdziwej farsie "Koleżanki" z Komedii nawet nie leżały.


"Koleżanki"
Pierre Chesnot
Reż. Grzegorz Chrapkiewicz
Teatr Komedia w Warszawie
Premiera: 30 marca