Zdarza się, że kobiety podkreślają z mocą: "nie jestem feministką". Tak jakby było coś złego w byciu feministką. To znaczy, że nie zdają sobie sprawy, jak wiele feministkom zawdzięczają. Dlaczego tak jest?
Chcą uniknąć tego brzydkiego słowa na "f"? Zadziwia mnie taka postawa. Tyle już wiemy o feminizmie. Kobiety coraz częściej dostrzegają, że nadal nie mamy równych praw z mężczyznami. Dobrze byłoby więc przestać się tego słowa wstydzić i zdjąć z niego odium, przypomnieć sobie o naszych prababkach, które były dzielne, odważne i dzięki którym możemy żyć teraz lepiej. Wiele im zawdzięczamy, jesteśmy wolne.
Walka o prawa kobiet wymagała odwagi
Walka o prawa kobiet wymagała odwagi?
Ogromnej. Wszystkie kobiety, które opisałam w "Parasolkach", były odważne. To jest powieść, ale pojawiają się w niej postaci historyczne. Wymyślone przeze mnie bohaterki są otoczone przez te prawdziwe. Kobiety, które walczyły o swoje prawa to były nietuzinkowe osoby, wiele poświęciły. Gdy o nich czytałam i pisałam, nie opuszczała mnie myśl, że za mało o nich wiemy. Powinniśmy im stawiać pomniki, powinny być patronkami ulic. Tylko dwa licea ogólnokształcące w Warszawie noszą imiona kobiet z tego kręgu - Klementyny Hoffmanowej i Narcyzy Żmichowskiej. Jest wiele miejsc w Warszawie, gdzie można by je upamiętnić.
Co z tym równouprawnieniem?
Sufrażystki – kolejne brzydki słowo...
Dziś rzadko używane i chyba mniej nacechowane negatywnie. Sufrażystki to te spośród feministek, które koncentrowały się na walce o prawa wyborcze kobiet. Wierzyły, że to klucz do sukcesu. Miały nadzieję, że gdy kobiety wejdą do polityki, ich problemy i bolączki powoli zostaną rozwiązane. Co - jak wiemy - do dziś się nie zostało w pełni zrealizowane. Prawa wyborcze nie załatwiają nam pełnego równouprawnienia i ciągle się zmagamy z wieloma ograniczeniami. Bywa że dostajemy jakieś prawo, a potem zostaje nam ono odebrane.
"Wieczyście małoletnia"
Wyjaśnijmy pewne pojęcie. Mam nadzieję, że to wiele wyjaśni tym, którzy uważają, że feministki nic dobrego nie zrobiły. Co to znaczyło "wieczyście małoletnia"?
Kodeks Napoleona, który regulował stosunki prawne na części ziem polskich uznawał kobietę za osobę „wieczyście małoletnią”. Kobieta była traktowana jak dziecko, nie mogła o sobie decydować, pracować, zarabiać pieniędzy bez zgody męża czy ojca. Cena za życie na własnych zasadach była bardzo wysoka. Na przykład Paulina Kuczalska-Reinschmit, jedna z najwybitniejszych polskich sufrażystek, rozstała się z mężem, ale jej syn pozostał pod opieką ojca.
Które postaci w "Parasolkach" są fikcyjne?
To trzy główne bohaterki. Są w różnym wieku, w odmiennych sytuacjach życiowych. Łączy je idea. Irena jest bogatą panią z Warszawy, prowadzi salon w domu przy ulicy Miodowej, jest uprzywilejowana. Nie ma rodziny, otacza ją krąg przyjaciół. Stasia jest krewną Ireny, to młoda dziewczyna, która została wysłana do Szkoły Domowej Pracy Kobiet, placówki prowadzonej w katolickim duchu przez generałową Zamoyską. Ta szkoła wychowywała porządne służące albo porządne żony i panie domu. Stasia wraca do Warszawy i próbuje znaleźć miejsce w życiu. Trzecia z bohaterek, Wanda, należała do organizacji bojowej PPS, przemycała pod spódnicą broń, naboje, dynamit. Każda z nich przechodzi przemianę i angażuje się w działalność feministyczną. Walczą, na różnych pozycjach, o to, by kobiety miały dostęp do polityki, by miały prawa wyborcze.
Polki były jednymi z pierwszych na świecie
To była zwycięska walka, bo one wygrały.
Tak, to jest opowieść z happy endem. Ta wygrana była jednym z powodów, dla których chciałam napisać tę książkę. Ciągle opowiadamy sobie o powstaniach, które Polacy przegrali - listopadowym, styczniowym, warszawskim, o straconych pokoleniach i przelanej krwi. A mieliśmy rewolucję, która skończyła się spektakularną wygraną. Jako jedne z pierwszych na świeci Polki wywalczyły sobie prawa wyborcze. To była bezkrwawa, zwycięska rewolucja. Uzyskałyśmy prawa wyborcze 28 listopada 1918 roku, kiedy Tymczasowy Naczelnik Państwa Józef Piłsudski podpisał dekret o ordynacji wyborczej
Bierne i czynne prawa wyborcze?
Bierne i czynne, choć te bierne były z trudem realizowane. Do pierwszego Sejmu weszło zaledwie osiem kobiet. W całym okresie międzywojennym było tylko kilkadziesiąt posłanek i senatorek. To nie była najazd Polek na Sejm. Musiały się nauczyć, co to znaczy być polityczką, jak występować publicznie, jak konkurować z mężczyznami. To wymagało kolejnych lat zbierania doświadczeń.
Trudne losy polskich feministek
Która z Polek, walczących o prawa kobiet, jest Pani najbliższa?
Każda inna, wszystkie wspaniałe. Najpierw moją uwagę przykuła Narcyza Żmichowska. Podczas studiów polonistycznych na UJ przeczytałam książkę pt. "Cudzoziemki. Studia o polskiej prozie kobiecej" prof. Grażyny Borkowskiej. Żmichowska jest tam sportretowana. Nie mogłam uwierzyć, że zapomnieliśmy o tej niezwykłej kobiecie. Zorganizowała pierwszą nieformalną grupę przyjacielsko - femininistyczną, jej członkinie nazywały się Entuzjastkami. Spotykały się, uczyły razem, dyskutowały, zajmowały się działalnością niepodległościową. Żyła wcześniej niż bohaterki "Parasolek", zatem w książce pojawia się w retrospekcjach. Żmichowska wyjechała do Paryża i choć nie mogła oficjalnie studiować, bo była kobietą, uczęszczała na wykłady na Sorbonie, uczyła się. Odrzuciła gorset, ubierała się tak, jak było jej wygodnie. Namawiała kobiety, żeby zdobywały wiedzę. Jej nauczycielką była Klementyna Hoffmanowa, która jako pierwsza głośno mówiła o konieczności emancypacji finansowej i edukacji kobiet. Uważała jednak, że nie kobiety są mniej bystre niż mężczyźni, a ich życiową misją powinno być uprzyjemnianie im życia. Żmichowska krytykowała publicznie te poglądy. Potem dojrzało kolejne pokolenie działaczek. Kazimiera Bujwidowa walczyła o dostęp kobiet do edukacji, napisała 3 tys. listów do rektorów uczelni krakowskich w tej sprawie. Dzięki niej dziewczęta zaczęły być studiaować na poszczególnych wydziałach. Kazimiera Bujwidowa była bardzo waleczna. Krakowscy konserwatyści jej nienawidzili, była wyzywana i opluwana na ulicy. Wspomniana już Paulina Kuczalska-Reinschmit wydawała pismo "Ster", całe poświęcone prawom kobiet. Była nazywana Hetmanką, Bojowniczką, Sterniczką, Siostrą, Papieżycą feminizmu. Mieszkała i pracowała w Warszawie przy Nowym Świecie 4, nie ma tam nawet tablicy jej poświęconej. Anna Tomaszewicz-Dobrska - polska lekarka chorób kobiecych i pediatra, pierwsza kobieta z dyplomem lekarskim, która praktykowała na ziemiach polskich. Walczyła też o prawa polityczne kobiet. Tomaszewicz-Drobska studiowała w Zurychu, potem z wielkim trudem uzyskała prawo do wykonywania zawodu. Wyjechała do Petersburga, liczyła, że tam może łatwiej nostryfikuje dyplom. Tak jednak się nie stało, koledzy lekarze stawiali temu wyraźny opór. W tym czasie do Petersburga przyjechał z Turcji sułtan z haremem i bardzo nie chciał, żeby jego żony badał mężczyzna. Zaprosił wtedy Dobrską, a ona szybciutko dostała prawo o wykonywania zawodu. Tomaszewicz-Dobrska studiowała u Ludwika Pasteura i Roberta Kocha. Została szefową porodówki przy Żelaznej w Warszawie i wprowadziła tam podstawowe zasady higieny, co uratowało życie wielu rodzącym tam kobietom. Ona przeprowadziła pierwsze na ziemiach polskich cesarskie cięcie, które przeżyła kobieta i jej dziecko. Było tych niezwykłych kobiet o wiele więcej…
Piłsudski i parasolki feministek
Wyjaśnijmy jeszcze tytuł książki. Skąd się wzięły te "Parasolki"?
Stały się symbolem, pamiętamy je sprzed paru lat, gdy kobiety w Polsce wyszły na ulice, by bronić swoich praw. Legenda mówi, że gdy Józef Piłsudski wrócił w 1918 r. z Magdeburga, przyszła do niego delegacja kobiet, które domagały się praw wyborczych. Miał zamknąć przed nimi drzwi, a one parasolkami stukały w okna i w końcu je wpuścił. Prawda jest taka, że delegacja liczyła trzy kobiety, a Piłsudski był już wtedy przekonany na 100 proc., że kobiety powinny mieć prawa wyborcze. Ale parasolki zostały silnym feministycznym symbolem, który wrócił w XXI wieku, podczas czarnych marszów.